poniedziałek, 19 lutego 2018

Pierwsza rozgrywka Necromundy 2017

W zeszły weekend, wespół z Cierniem, rozegraliśmy pierwszą potyczkę na zasadach nowej Necromundy (dalej N17). Postanowiłem, że przy pierwszej grze warto wypróbować tryb planszowy - zwany Zone Mortalis, przedstawiający potyczki gangów w tunelach poniżej kopuł przemysłowych. Tak naprawdę korzysta się z zasad opublikowanych w Gang War, z tą różnicą, że wszystko toczy się na jednym poziomie i wykorzystuje się kafle zawarte w pudełku z grą. 
Przed rozgrywką przygotowałem rozpiskę dwóch gangów - Firebreathers reprezentujących klan Cawdor oraz gang przebiegłych Delaque o wdzięcznej nazwie Cultists of Semai. Oba gangi można podejrzeć na stronie Yak-tribe, po kliknięciu na linki. 
Zaproponowałem Cierniowi rozegranie pierwszego scenariusza z Gang War - Stand-off, ale z mapą ja w Tunnel Skirmish (czyli scenariusza z podstawki) i z wybraniem po 6 gangerów do każdej załogi. Niestety tutaj mój gang zyskał na starcie ogromną przewagę, bo rozgrywka toczyła się na stole wielkości 2x2 stopy (cztery plansze), a szef gangu Cawdorów i jeden z Gangerów byli wyposażeni do walki wręcz - co jak się okazało miało dość istotne znaczenie dla wyniku rozgrywki. Postanowiłem, że wszystkich gangerów w obu gangach wyposażę zgodnie z regułą WYSIWIG z wyjątkiem mojego szefa i gangera z mieczami łańcuchowymi, dla których w N17 brak jeszcze zasad. Gang Delaque dysponował dużą siłą ognia - heavy stubber i szef wyposażony w pistolet plazmowy i granatnik, natomiast ja prócz wspomnianych gangerów miałem jeszcze w załodze operatora miotacz ognia - Orolo. 
Macka robi za barykadę
W grze używa się kart, które pozwalają nieco zamieszać rozgrywkę - ja wybrałem Blood debt (pozwalający zemścić się na przeciwniku, który wyłączył z gry naszego gangera) i "Rigged door, które pozwalają zamknąć, bądź otworzyć dowolne drzwi. Cierń wybrał również dwie karty, ale niestety nie pamiętam pierwszej - drugą była grupowa aktywacja, która niestety okazała się w trakcie walki tak niejasno opisana, że nie można jej było zastosować. I tu przechodzimy do meritum - graliśmy na stole 2x2 stopy z sześcioma figurkami na stronę, ale rozgrywka trwała ponad 2 godziny. Sam silnik nowej Necromundy (czyli podstawowa mechanika rozgrywki) jest intuicyjny i po prostu fajny. Chce się po prostu grać i rozkminiać najlepsze posunięcia. Problemem jest fakt, że podręcznik rozbito na dwie (a w tej chwili już trzy części) a w dodatku nie wszystko jest do końca jasne a FAQ nadal brak.
Juve Nefario chce się wykazać...

Wracając do bitwy - Cierń skorzystał z fajnego posunięcia i oddał akcje swojego szefa czampionowi z heavy stubberem. Dzięki umiejętności "Overwatch" (tak, teraz nie ma takiej akcji, jest umiejętność) udało mu się uzyskać kontrolę nad środkiem planszy. Już kląłem w myślach, że dałem się tak podejść, ale od czego są Juvasi? Puściłem młodego synka do przodu, Cierń co prawda wzgardził takim marnym celem, ale koniec końców Juvas doszedł do walki wręcz... Gdzie, pomimo 3 ataków nic nie zrobił.
Kultyści Semai gotowi na wszystko...

Potem czampion Ciernia pięknie rzucił granatem trafiając 3 moich gangerów - i dzięki okropnemu pechowi w tej rozgrywce - nic nie zrobił. Ja zagrałem Rigged door, co otworzyło drogę Orolo - kozakowi z miotaczem ognia, który wkrótce zaczął smażyć flankę Cierń, eliminując gangera i pinując gościa z Stubberem. Cierń odgryzał się strzelając z pistoletu plazmowego ale po raz kolejny doświadczył ogromnego pecha, a Orolo wstał z pinningu i dokończył smażenie gościa ze Stubberem. 
 
Orolo podkręca temperaturę...
Potem było gorzej (albo lepiej - dla mnie) i udało mi się dojść do zwarcia moim Szefem. Ogólnie na takiej małej planszy walka wręcz rządzi - a jak sądzę ogólnie w N17 walka wręcz jest mocniejsza niż w starej Necromundzie. Koniec końców Cierń nie zdał bottle testu (który w nowej edycji działa zupełnie inaczej) i musiał walczyć. Skończyło się moim zwycięstwem, ale trochę pyrrusowym, bo dzielny Orolo dostał krytyczną ranę i nie starczyło kasy na doktora - więc w kolejnej bitwie zastąpi go brat bliźniak (zebrałem na szczęście kasę na nowego Championa, a po śmierci sprzęt nie przepada). Wyszedłem więc z bitwy na zerze (ale za to z paroma PDkami).
Abort mission...

Podsumowując - niesportowo ustawiłem bitwę pod siebie (choć na swoją obronę, nie do końca świadomie). Miotacz ognia jest świetny, heavy stubber, przynajmniej na razie, taki sobie, a sama rozgrywka, pomimo wątpliwości co do zasad i ich nie najlepszej organizacji - niesłychanie emocjonująca. Nie mogę się doczekać kolejnej rozgrywki (mam nadzieję, że przeciwko Goliatom) i prezentacji Necromundy na Torfconie. 
Zapraszam do oglądania zdjęć, jak zwykle zrobionych ziemniakiem.